Witam wszystkich
W tym roku, po kilku latach czasochłonnego podlewania "z węża", zmuszony zostałem do zainstalowania systemu nawadniania w swoim ogródku, który ma już jakieś 5-6 lat. Całość inwestycji, ze względów budżetowych, podzieliłem na dwa lata. W tym roku całość instalacji tak, aby można było już nią podlewać - sterowana ręcznie, a w przyszłym roku automatyka do tej instalacji. Obszar do podlewania to jakieś 3,5a, sam trawnik i to w zasadzie na jego podlewaniu chciałem się tylko skupić. Resztę roślinności (żywotniki, iglaki, trawy ozdobne, pęcherznice, klony, etc) mam zabezpieczone geowłókniką i korą i to w zasadzie wystarcza do tego aby gleba u nich praktycznie zawsze zachowywała swą wilgotność. Nie podlewam tych roślin sztucznie w zasadzie wcale i rosną bez większego problemu już od jakichś 5-6 lat tylko podlewane przez deszcz.
Po pierwszym roku podlewania ręcznego już wiedziałem, że będę musiał ten proces zautomatyzować.
![o-ścianę ;:223](./images/smiles/wallbash.gif)
Przejrzałem to co oferuje rynek, poczytałem różne fora, poradniki, trochę obejrzałem na YouTube i zrobiłem sobie jakieś wstępne projekty. Trochę nie wiedziałem jak właściwie dobrać zraszacze oraz ugryźć problem który dotyczy większości osób czyli niskie ciśnienie "w kranie". Podchodziłem do tego chyba ze 2 czy 3 razy, robiłem projekty i dziś już wiem, że jak bym tego nie zrobił to zrobiłbym to... źle.
Od razu uprzedzam wszystkich tych którzy planują to zrobić też samodzielnie i jednocześnie chcą iść na skróty, zastanawiając się np. po co obszary zraszania z poszczególnych zraszaczy mają się pokrywać. Przecież to "głupota" i można to uprościć... ;-) Zapewniam - to ma sens i lepiej róbmy to jak mówią ci którzy się na tym znają!
Ostatecznie zdecydowałem się na to aby projekt systemu wykonał ktoś kto się na tym lepiej zna ode mnie czyli firma w której zakupię sprzęt i która zajmuje się także montażem takich systemów, choć cen może nie mieli najniższych (co by nie uprawiać reklamy, wszystkich zainteresowanych odnośnie namiarów na tę firmę zapraszam na PW). Samą instalację systemu planowałem wykonać samodzielnie.
Do wykonania projektu oczywiście konieczne było wykonanie rzutu ogrodu w skali, informacje co w nim rośnie, co chcemy podlać, a co nie, wydajność źródła wody (u mnie wodociąg miejski - i wówczas akurat tylko posiadałem wyprowadzony kran 1/2" z wydajnością ok. 10 l. / 23 sek. przy "rozkręconym" na maxa reduktorze ciśnienia) etc.
Gotowy wstępny projekt wraz z kosztorysem dostałem po ok. 2-3 dniach. Wyszczególnione było co muszę kupić teraz, a co w przyszłym roku (automatyka). Ujęte były dwa równoważne rozwiązania - na bazie urządzeń Huntera oraz Rain Birda. Kosztowo w zasadzie wychodziło bardzo podobnie, może trochę taniej wychodził Rain Bird. Projekt zakładał trzy sekcje (na chwilę obecną sterowane ręcznie), zraszacze z właściwymi dyszami (19 sztuk), rury, studzienkę, zawory kulowe, filtr dyskowy, złączki, trójniki, kolanka, etc. Za całość materiału, po rabacie, wyszło ok. 1400 PLN z dostawą czyli cenowo zrównałem się z tym jak bym chciał to kupić na Allegro. Ostatecznie zdecydowałem się na Huntera.
Przed przystąpieniem do instalacji całości miałem dwie największe obawy. Pierwsza czy ciśnienie wody będzie wystarczające (w planach miałem wyprowadzenie dedykowanej linii do nawadniania o większym przekroju/ciśnieniu), druga - jak poradzę sobie z wykopem, tak aby najmniej zniszczyć trawnik.
Generalnie grunt rodzimy na działce jest dość ciężki. To mieszanina gliny, ziemi i białego kamienia która została przeklęta przez wszystkich operatorów koparek jakim przyszło w niej kopać podczas budowy domu. Kopać w tym nie idzie za bardzo ani koparką łyżkową (wszystko zostaje w łyżce), ani tym bardziej szpadlem. Planowałem wynająć koparkę łańcuchową i wykonać nią wykop, uprzednio zdejmując w wybranych miejscach darń szpadlem.
Ostatecznie z łańcuchówki nic nie wyszło, bo w mojej okolicy szukać jej ze świecą. A koszt jej sprowadzenia był horrendalny. Postanowiłem kopać ręcznie. Akurat było po tygodniowych opadach na wiosnę więc wszystko było nasiąknięte.
Wiedziałem od razu, że nie uda mi się zakopać rur na taką głębokość jak zalecają producenci czyli 30-40 cm. Na działkę mam nawiezione jakieś 15-20 cm czarnej ziemi i pod taką głębokością postanowiłem układać rury. Po prostu głębiej szpadlem nie byłem w stanie wykopać. To i tak więcej niż sięgają zęby wertykulatora. Po prostu muszę uważać. Tylko przy samych zraszaczach musiałem schodzić trochę niżej aby je schować odpowiednio w ziemi.
Oczywiście najpierw, możliwie jak najkrócej skosiłem trawnik i wytyczyłem sznurkiem trasy wykopu. Teraz też wiem, że to co było na projekcie nie do końca na niektórych fragmentach było optymalne ;-) Trzeba było robić drobne korekty.
Do wykonania wykopu użyłem w zasadzie dwóch narzędzi: szpadla do melioracji - jest węższy i dłuższy niż standardowy, czyli kopiemy węziej i głębiej oraz... deski. Ta ostatnia miała szerokość wykopu i służyła do wyznaczania jego brzegów. Po obu obrzeżach deski najpierw nacinałem darń (najlepiej byłoby to zrobić dobrze zaostrzonym skuwaczem do lodu, bo odcięcie byłoby idealne), a następnie ją wycinałem szpadlem i odkładałem na przygotowaną siatkę. Ważne też aby wycinanej darni nie odkładać trawą do dołu, a na bok lub do góry. Zapobiegnie to jej zniszczeniu.
Dla mnie taka szerokość wykopu była odpowiednia. Akurat mieściły się w niej trzy rury główne fi 25 mm oraz odgałęzienie do każdego zraszacza wykonywane rurą fi 20mm.
Aby jak najmniej zdewastować trawnik postanowiłem darń i ziemię odkładać na ułożoną wcześniej siatkę do zatapiana w kleju. Akurat zostało mi się jej trochę od momentu wykonania elewacji na domu i leżała bezużytecznie od kilku lat w garażu. Rolkę siatki przeciąłem szlifierką kątową na pół i w ten sposób uzyskałem dwa razy większą jej ilość.
Od razu odradzam pomysł kładzenia darni i ziemi na folię, bo po 2 dniach leżakowania będziemy mieli "piękne" pasy żółtego trawnika. Lepiej już w takiej sytuacji odkładać to co będzie z wykopu od razu na trawę. Bez niczego.
W moim przypadku część zraszaczy montowana była poza obrzeżem z kostki, na betonowej podbudowie i istniała konieczność przejścia pod nią. Wówczas stosowałem pod nią kawałki rurek jako dodatkową ochronę rury od nawodnienia.
Trawnik po wykonaniu wykopu wyglądał mniej więcej tak jak poniżej. Mina żony bezcenna...
Na końcu przyszła kolej na wykopanie dołu na studzienkę.
Dół był głębszy o jakieś 20 cm od wysokości dziękuję, gdyż na samo dno wylądowała taka sama warstwa żwiru aby ze dziękuję mogła być szybciej i łatwiej odprowadzana woda jaka ew. do niej wycieknie. Między studzienkę, a żwir jeszcze zastosowałem kawałek agrowłókniny który także leżał w niepotrzebny w garażu, aby z czasem nie dostawała się tam ziemia, ew. kret ;-)
Otwory w studzience, przed jej zakopaniem, wykonałem przy pomocy wkrętarki oraz wiertła "szyszkowego".
Oczywiście przed zasypaniem studzienkę należy także wypoziomować.
Ja najpierw w wykopie rozkładałem główne linie z rury fi 25 mm, od ostatniego zraszacza w sekcji do dziękuję, zostawiając w niej jeszcze jakieś 20-30 cm "zapasu" rury. Oczywiście zaraz po przycięciu takiej rury trzeba jej końce właściwie zabezpieczyć aby nie dostawała się tam ziemia lub inne zanieczyszczenia. Do tych rur są dedykowane obcinarki, ale ja je ciąłem bezproblemowo zwykłym, porządnym tapeciakiem.
Montaż zraszaczy rozpoczynałem od ostatniego w danej sekcji. Zraszacz do montażu oczywiście bez dyszy ale z zaślepką aby się do niego nie nasypała ziemia, z wkręconym uprzednio odpowiednim kolanem. Przed wkręceniem kolana gwint musimy uszczelnić np. taśmą teflonową. Ważne aby nie nawinąć jej zbyt dużo.
W zacisk kolana wkładamy rurę fi 20mm uprzednio nakładając na nią nakrętkę i specjalny element zaciskowy, który po wciśnięciu rury w kolano dosuwamy do kolana na maxa, a następnie dokręcamy nakrętkę.
Jak komuś nie szkoda rąk to może to robić bez narzędzi ;-). Ja robiłem to takim kluczem nastawnym który używają hydraulicy. Na pewno mocniej można dokręcić i nie trzeba włożyć tyle siły.
Następnie przecinałem we właściwym miejscu ułożoną wcześniej magistralę 25 mm danej sekcji (trzeba uważać aby omyłkowo nie przeciąć innej ;-), zakładałem w miejscu przecięcia trójnik, do którego podłączałem rurę fi 20mm od zraszacza. Montaż rur w trójniku analogiczny jak w kolanku.
Tak samo postępujemy z kolejnymi zraszaczami w sekcji aż do pierwszego - tego najbliżej dziękuję. Nadmiar rury w studzience na razie zostawiamy.
Gdy już mamy podłączone wszystkie zraszacze korygujemy jeszcze położenie rur w danej sekcji, tak jak by ostatecznie miały być już przysypywane i co jakąś długość ich biegu przysypujemy je częściowo ziemią tak, aby je unieruchomić. Pamiętajmy aby robić to znowu od ostatniego zraszacza w sekcji, w kierunku dziękuję. Dopiero teraz możemy przyciąć w studzience magistrale fi 25mmm do takiej długości jaka będzie nam potrzebna.
Długość tę określamy po przymierzeniu wcześniej zmontowanego kolektora, zaworów oraz zaworu do odpowietrzania (powinniśmy to już mieć zmontowane wcześniej - do przymierzenia przed wycięciem otworów w studzience). Ja starałem się zostawić te długości nawet trochę większe niż potrzeba - na poczet montażu elektrozaworów w przyszłym roku, gdyby się okazało, że ich długość będzie krótsza niż obecnych zaworów kulowych (choć podejrzewam, że będzie odwrotnie ;-).
Do kolektora montujemy linie poszczególnych sekcji oraz magistralę ze źródła wody. Oczywiście zasada montażu rur jest taka sama jak w trójnikach i kolankach.
Właściwe połączenia uszczelniamy oczywiście taśmą teflonową. Instrukcja zawsze podaje które połączenia należy uszczelniać, a które tego nie wymagają. Ja zrezygnowałem z montażu filtra dyskowego w studzience, gdyż być może będę potrzebował kiedyś w przyszłości zainstalować jeszcze jedną sekcję nawadniającą. Akurat wykorzystam to miejsce na elektrozawór do niej. Jeśli ktoś chce może pokusić się o odpowiednio większą studzienkę, tak aby tam schować wszystko. Ja filtr zamontowałem na zewnątrz, na magistrali doprowadzającej wodę do dziękuję.
Oczywiście montując filtr należy pamiętać o kierunku przepływu przez niego wody, o położeniu korka spustowego (tak aby można było spuścić z filtra całą wodę przed zimą) i o uszczelnieniu połączeń taśmą teflonową.
Żeby nie kopać do dziękuję drugi raz w przyszłym roku, od razu przepuściłem do niej kabel do sterowania elektrozaworami. Może to kogoś rozbawi ale kabel przepuściłem w rurce fi 20mm jaka mi się została od nawodnienia ;-)
Źródło wody obecnie mam wypuszczone w ścianie domu. Pod nim "wchodzi" także rurka z kablem do elektrozaworów.
Pierwotnie jako źródło wody miałem zwykły kran 1/2" z wydajnością ok. 10 litrów na 23 sek. Nie powiem, system też działał (czego się najbardziej obawiałem) ale pokrycie zraszania nie było do końca takie jak oczekiwane. Obecnie wyprowadziłem z instalacji wodnej osobną magistralę do systemu nawadniania. Wykonana jest ona z rur z tworzywa zgrzewanego (to chyba wychodzi najtaniej, a się zupełnie sprawdzi - takie rury wytrzymują chyba do 10 bar) o przekroju 25mm. Trzeba tylko mieć osobę która będzie potrafiła je umiejętnie zgrzać, tak aby wewnątrz po zgrzaniu powstały jak najmniejsze "fałdy" (myślę, że część osób będzie wiedziała o co mi chodzi) zmniejszające "światło" rury. Odejście tej magistrali jest wykonane przed filtrem mechanicznym i reduktorem ciśnienia dla instalacji w domu, więc mamy max. ciśnienie które ew. możemy zmniejszać zaworem kulowym który jest na wejściu tej magistrali. Na tej magistrali mam wydajność rzędu ok. 10 litrów na 10 sek. i teraz system działa tak jak oczekiwałem
![Smile :-)](./images/smiles/icon_smile.gif)
Oczywiście sam czas podlewania także się skrócił o połowę.
Gdy mamy wszystko połączone, w zasadzie moim zdaniem należałoby wykonać próbę ciśnieniową czy gdzieś nie cieknie. Chcąc to zrobić należałoby zaślepić zraszacze tak aby woda nie mogła z nich uchodzić i podać pełne ciśnienie. Nie za bardzo miałem czym je jednak pozaślepiać i po prostu zaryzykowałem i takiej próby nie zrobiłem. Ustawiłem tylko zaślepki w zraszaczach tak aby woda leciała z nich nie do wykopu a poza nie. Podałem wodę na każdą sekcję przez kilka minut, a gdy ją wyłączyłem po prostu tylko posprawdzałem czy miejsca połączeń rur i innych elementów nie są mokre i nie sączy się z nich woda. Wszystko było suche. Więc uznałem, że zrobiłem co w mojej mocy aby sprawdzić szczelność i przystąpiłem do zasypywania wykopu. Zacząłem od przysypania rur przy studzience tak aby nie mogły się już przemieszczać w kierunku dziękuję, a następnie zaczynając od najdalej wysuniętych zraszaczy i posuwając się z zasypywaniem w kierunku dziękuję. Uniknąłem w ten sposób sytuacji gdy przysypywana tylko od jednego końca rura "pracuje" na swej długości (wiem, że nie ująłem tego fachowo ale myślę, że wiadomo o co chodzi ;-) i w studzience lub przy zraszaczu okazuje się, że jej np 20 cm "przybyło" przy końcu zasypywania.
Zasypywanie końców wykopów zawsze zaczynałem od zasypania zraszacza, licując uprzednio jego górę z poziomem gruntu.
Najpierw wsypywałem ziemię luzem, udeptywałem, a następnie układałem wyciętą wcześniej darń. Pomocna tutaj okazała się siatka na której była układana ziemia z wykopu, gdyż jej resztki po prostu wysypywałem ze siatki wprost do wykopu.
Oczywiście nie ma mowy aby w miejscu wykopu uzyskać z powrotem poziom trawnika. Zawsze wyjdzie wyżej. Dlatego też darń w wykopie traktowałem takim naprędce zbudowanym urządzeniem do zagęszczania gruntu o wdzięcznej nazwie STOPA 1. ;-)
Całość po zasypaniu i zgęszczeniu wyglądała tak jak poniżej. Myślę, że nieźle wyglądało to jak na tydzień leżenia ziemi z wykopu na trawniku (tyle zajęło wykonanie całości jednej osobie).
Następnie przystąpiłem do montażu dysz w zraszaczach (wszystkie zraszacze wynurzalne). Oczywiście dysze tylko takie jak w projekcie i we właściwych miejscach, a wcześniej należy wykręcić zaślepki ze zraszaczy.
Następnie podawałem wodę na każdą sekcję i regulowałem zasięg i kąt pracy poszczególnych dysz. Idealny ubiór do tego to buty rybackie ;-) ew. wcześniejsze wstępne ustawienie zraszacza aby nieregulowany brzeg obszaru roboczego dyszy znajdował się w docelowym (lub zbliżonym) miejscu. Zasięg dysz (MP ROTATOR) możemy regulować śrubokrętem lub specjalnym kluczykiem, kąt pracy - pokrętłem na dyszy, a położenie nieregulowanego brzegu obszaru roboczego ustawiamy poprzez obrót wynurzalnej części zraszacza.
System działa, jestem z niego zadowolony. Były miejsca w których trzeba było trochę dosiać trawę (szczególnie przy zraszaczach), ale obecnie wszystko ładnie się już wyrównało.
W przyszłym roku planuję wyposażyć go w automatykę, czyli elektrozawory (zamiast obecnych ręcznych zaworów kulowych), sterownik ew. czujnik deszczu. Sterownik na pewno wybiorę czterosekcyjny z racji dodatkowej sekcji jaką planuję dołożyć do podlewania skalniaka. Jakiej firmy sterownik - jeszcze nie wiem. Jak będę kupował wtedy rozważę wszystkie za i przeciw. Na razie moim typem jest chyba Rain Bird bo do niego można dokupić w przyszłości moduł WiFi (sterownie podlewaniem przez internet). Moduł taki jest także w wybranych modelach sterowników Huntera ale jest on zintegrowany i trzeba od razu za niego płacić co się przekłada na cenę takiego sterownika. A może jeszcze coś innego...
Oczywiście to co powyżej napisałem to tylko przykład. Każdy powinien dobrać rozwiązania które w jego przypadku sprawdzą się najlepiej. Myślę, że każdy kto tylko będzie chciał, będzie w stanie taki system sobie sam zainstalować i uruchomić.